niedziela, 24 sierpnia 2014

Dużo powolnych ludzi w Gdańsku

Jak szybko nowy post, ojej, sama siebie nie poznaję. Mam do opisania jeszcze jeden wyjazd, krótki, bo krótki, ale wciąż super.

Zaczęło się od tego, że wymyśliłam sobie weekend w Gdańsku. Nieważne, że podczas wakacji zdążyłam odwiedzić Trójmiasto już dwa razy. Gdańsk, postanowione. Z ciekawości  sprawdziłam bilety lotnicze, okazało się, że cena przelotu w jedną stronę wynosi 25zł. Ryanair pobił wszelkie środki transportu na głowę. Tanio i szybko to dwa argumenty, które w przypadku dwudniowej wycieczki kończą każdą dyskusję dotyczącą przetransportowania się w docelowe miejsce.

Na ochotnika wcieliłam się w rolę organizatorki, zarezerwowałam busa na lotnisko, wydrukowałam boardingi i zrobiłam wystarczająco dużo ważnych rzeczy, żeby rozpierała mnie duma.


Na pokład samolotu wsiedliśmy w trójkę. Mój chłopak, ja i mój wewnętrzny głos mówiący: 'spadniemy jak tylko oderwiemy się od ziemi'. Podkreślę od razu, że nie był to dla mnie pierwszy lot. Czasem mam wrażenie, że im częściej latam, tym mniej komfortowo się czuję. Na szczęście całe przedsięwzięcie trwało pół godziny (zdarzało mi się spędzać więcej czasu w autobusie) i lampka 'zapiętych pasów' zgasła tylko po to, by po kilku minutach znów się zapalić.




Mieszkaliśmy w całkiem miłym hostelu, przy samym Żurawiu. Rano budziły nas przepływające przez Motławę statki. Nie było cicho, ale nieszczególnie zależało nam na spokoju. Pokój służył nam w sumie jedynie do spania. Kilka razy dziennie przechodziliśmy Starówkę, jako że to właśnie przez nią prowadziła najkrótsza droga praktycznie w każde inne miejsce. W nocy sporo było 'artystów' zbierających 'nie na jedzenie' oraz tych, którzy już na 'nie jedzenie' uzbierali, a nawet je skonsumowali (w nadmiernych ilościach). W ciągu dnia sporo było całej reszty ludzi. Generalnie tłoczno i głośno, ale czego można się spodziewać po północnych miastach Polski w sezonie?



Odwiedziliśmy super ekstra fajne miejsce o nazwie Neighbours. Wnętrze urządzone skromnie, ale z wyczuciem, niby nic takiego, a jednak, robi wrażenie. Niebanalne menu, ciekawe połączenia smaków, ładnie podane, smaczne jedzenie. Jedyne co bym zmieniła, to dosyć wysokie ceny, nie jadłabym tam codziennie lunchu, ale w wakacje? e tam. W każdym razie wpadliśmy dwa razy, na lunch właśnie oraz na śniadanie i mogę szczerze polecić tym, którym nie jest żal wydać nieco więcej na dobry posiłek. 

Nie ominęła nas przejażdżka 'Gdańsk Eye', zobaczyliśmy Gdańsk z góry. Zrobiliśmy dużo głupich zdjęć, a na nich dużo głupich min.

Zaliczyliśmy też wieczorny wypad do Sopotu: na Molo, smażoną rybę na plastikowym talerzu i zieloną herbatę. Pospacerowaliśmy trochę, mimo, że tępo z jakim chodzą turyści delikatnie nas irytowało. Co gorsza, nie mogliśmy się na nich denerwować, bo są na urlopie i mają całkowite prawo do powolnego kroczenia i zajmowania przy tym całej powierzchni chodnika. Smutny los szybko chodzących ludzi.

 


I to chyba tyle ciekawych (lub mniej) historii z moich wakacji. Czas powrócić do rzeczywistości. Trzy i pół miesiąca wolności dobiega końca.

Trochę czekam na ten rok szkolny, pewnie będzie ważny.




piątek, 22 sierpnia 2014

W Krakowie było miło

Warszawo, witaj z powrotem.

W ciągu niecałego tygodnia zdążyłam zajrzeć na południe i północ Polski. Ale po kolei. Weekend spędziłam w Krakowie, z Kamilą i dzisiaj tylko o tym, a ciąg dalszy nastąpi. 




Zatrzymałyśmy się w niewielkim hostelu, w jednej z kamienic przy ul. Dietla. Idealna lokalizacja, pomiędzy Starym Miastem, a Kazimierzem. Trafił nam się pokój 'od wewnątrz', dlatego uliczne odgłosy nie były kłopotem. Czysto, spokojnie, wszędzie blisko. Nie ma na co narzekać. 





W Krakowie bywałam już nieraz, jednak za każdym razem obszar wycieczki ograniczał się do Rynku na Starym Mieście i Wawelu. Z niezrozumiałego dla mnie powodu omijałam Kazimierz, który ostatecznie najbardziej mnie zauroczył. Pomysłowe murale na starych kamienicach, urocze małe kawiarnie, z pięknym wnętrzem oraz smacznym i co ciekawe, tanim jedzeniem, dużo zieleni i uliczki pełne ludzi o każdej porze dnia i nocy. Byłam pod wrażeniem. 





Celem naszej podróży z założenia były galerie. Obie 'zaliczyłyśmy' już Zamek, Sukiennice i wszystkie 'ważne' kościoły. Ominęły nas kilometrowe kolejki do miejsc, które trzeba(!) zobaczyć. Odwiedziłyśmy MOCAK oraz Muzeum Narodowe.
Chciałabym polecić przede wszystkim wystawę "Zbrodnia w sztuce". Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, nie tylko pod względem estetycznym. Niektóre prace na długo pozostaną mi w pamięci. Nie powinno się o tym czytać, trzeba wydać kilka złotych i zobaczyć, usłyszeć, poczuć i zrozumieć samemu. 
Warta uwagi (i dosyć wysokiej ceny za bilet) jest również wystawa pt. "Stanley Kubrick". Poświęcona przede wszystkim twórczości wybitnego reżysera, opisuje procesy powstawania poszczególnych dzieł. Zawiera autentyczne scenariusze, rekwizyty i kostiumy. Zrealizowana w nowoczesny i ciekawy sposób pozwala na prześledzenie procesu powstawania filmów od podstaw oraz zachęca do zapoznania się z twórczością artysty tych, którzy jeszcze nie mieli okazji.





Jestem bardzo zadowolona z tej wycieczki. Niby tylko dwa dni, a jednak coś udało nam się zobaczyć. Poza tym zawsze miło jest spędzić czas w dobrym towarzystwie.

Dziś krótko, ale zaraz wracam!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Dlaczego kocham Warmię i Mazury

 Wróciłam!
Miałam odzywać się podczas wyjazdu, ale problemy techniczne (czyt. brak wifi) pokrzyżowały mi te ambitne plany.  W niewielkim domku odizolowanym od całego świata spędziłam wyjątkowo kreatywne dwa tygodnie mojego życia. Oczywiście skłamię próbując wmówić komukolwiek, że odcięłam się od internetu i innych sposobów kontaktu z rzeczywistością by poświęcić się medytacji i wypoczywaniu na łonie natury. Poza tym i tak nikt by mi w to nie uwierzył. Dużo jeździliśmy, zarówno do Olsztyna i Ostródy jak i mniejszych miasteczek, miejscowości i wsi. Mimo, że nie wyobrażam sobie życia poza dużym miastem, jestem w stanie znaleźć wiele plusów takiej lokalizacji. Stąd taki tytuł wpisu. Planuję wspomnieć o kilku niepodważalnych zaletach Płuc Polski.






 Jest ładnie.

Brzmi banalnie, jest to oczywiste i może nawet nie powinnam o tym wspominać, a jednak, nie da się tego pominąć. Nie zrobiłam ogromnej liczby zdjęć widoczków, bo mam wrażenie, że to nie to samo. Jadąc drogą pod 'dachem' z gałęzi wydaje mi się to swego rodzaju magiczne. Tak samo patrzenie na różowo-pomarańczowe słońce, powoli opadające na złote pola. Banalne? Przesada? Możliwe. Nie oczekuję zrozumienia od osób, które widziały to jedynie na zdjęciu i właśnie o to mi chodzi. Polecam zobaczyć na żywo.










Jedzenie dostaje ode mnie pięć gwiazdek i wykrzyknik.

Wakacje z moimi rodzicami zawsze wiążą się z odwiedzinami w wielu restauracjach. Uważam, że to super, bo jedzenie jest moim największym hobby zaraz po spaniu i tylko na tym zyskuję. Mój faworyt to zdecydowanie Ostróda - zagłębię przyjemnych punktów gastronomicznych, szczególnie nad jeziorem. Tam jadłam najlepszą sałatę Cezar mojego życia, piłam pyszną domową, mrożoną herbatę i próbowałam wegetariańskich sajgonek podanych w sposób godny eleganckich lokali, za... 18 złotych. Tylko polecać.









 Cisza i spokój inspirują.
Wyjechałam z postanowieniem - jeden rysunek na dzień. Wróciłam z pełnym zeszytem i kolejnym 'w trakcie zapełniania'. Pierwszego dnia kupiłam akwarelki i codziennie starałam się z nimi eksperymentować. Dlatego, kiedy moje rodzeństwo wychodziło na wieczorny basen, ja rozkładałam się na tarasie, zachęcona wyczekiwanym od rana chłodem i rysowałam. Nie wszystko nadaje się do publikacji, ale część efektów widać na zdjęciach.










Lubię Olsztyn.

Chyba wspominałam, że to miasto wiąże się mocno z moją operacją, ale nie jest to powodem mojej sympatii. Olsztyn jest ładny. Zaniedbany, nieodnowiony, jednak wciąż ładny. Żałuję, że piękne, poniemieckie, pastelowe kamienice sypią się na oczach przechodniów. Szkoda, bo mogłyby być kolejną atrakcją tego przytulnego miasta. Odwiedziłam kilka miłych kawiarni, spacerowałam po starówce, zrobiłam zakupy i zjadłam. Wszystko, czego oczekiwałam zdało egzamin. Podobno Olsztyn jest odpowiedzią na wszystkie pytania.










 Lumpeksy są najlepsze

Zawsze wracam z walizką pełną skarbów. 17zł za kilogram to przy warszawskich pięćdziesięciu całkiem niezła okazja. Poza tym wydaje mi się, że nawet same ubrania są jakieś, lepsze? Bardziej mi się podobają,. Szczególnie w małych miasteczkach. Może to kwestia mojego gustu i tego, że nie patrzę na metki, dlatego to co sobie wybieram czeka na mnie cierpliwie, niedotknięte przez nikogo innego. Są ludzie, którzy na zakupy wybierają się do Paryża. Ja mam trochę bliżej, aby zaspokoić swoje potrzeby.





 

To chyba wszystkie ważne powody, dla których warto odciąć się od świata i spędzić trochę czasu nad jeziorem. Warto! I mówi to osoba, która całe życie spędza z telefonem!

Zastanawiam się nad postem z zakupami, ale nie jestem pewna. Tak, nie?
Pytania tutaj.